Nie będzie przesadą stwierdzić, że jest nie tylko projektantem, ale i wizjonerem – szeroko patrzy na świat i chce być częścią swojej kreacji. Marcell Pustull swoje pierwsze kroki stawiał w Nowym Jorku, gdzie uczył się profesji projektanta i odbywał staże u ekskluzywnych brandów. Następnie na tapecie pojawił się Berlin, gdzie mógł w pełni rozwinąć swoje skrzydła, tworząc autorską markę Marcell von Berlin. Miał nie tylko jasną wizję, ale również przychylność zagranicznych gwiazd i influencerek, które od samego początku pokochały jego oryginalne projekty i inwestora, który dał marce nowe perspektywy. Choć marka Marcell von Berlin stała się światowym fenomenem, jej historia zakończyła się niewiele później, gdy po pierwszych spektakularnych sukcesach w wyniku tragicznego wypadku, zmarł wspólnik projektanta.
Choć stracił wiele, nie zabrano mu jednego – nieograniczonej kreatywności i determinacji do ciężkiej pracy. Dorobek, nad którym pracował przez lata bezpowrotnie przepadł, dziś ale Marcell Pustul wraca silniejszy niż kiedykolwiek i proponuje autorską markę MARCELL_.
Paula Jarosz, redaktor prowadząca MIUMAG: Jako nastolatek, w wieku 17 lat, postanowiłeś zacząć wszystko od nowa i przenieść się na kampus elitarnej Parsons School of Design w Nowym Jorku, której absolwentami byli Tom Ford czy Alexander Wang. Od początku czułeś potrzebę wyrażania siebie poprzez modę?
Marcell Pustul: Od najmłodszych lat byłem zafascynowany modą. Nie zaczęło się to klasycznie dzięki przeglądaniu po nocach zagranicznych magazynów modowych, tylko z zachwytu nad samym faktem strojenia się. Pierwsza styczność z tym zjawiskiem to przyglądanie się mojej babci i mamie, które zawsze pięknie ubierały się w niedziele. Babcia też często tworzyła na szydełkach czapki, szaliki, nawet kapcie a moja ciocia chrzestna wiele lat przepracowała jako krawcowa. Więc moda wydaje się dla mnie być czymś naturalnie zakorzenionym. Wychowałem się w feministycznym środowisku i to wpłynęło na chęć tworzenia ubrań dla mocnych i odważnych kobiet. Chciałem ubierać je w pewność siebie. Widziałem na własne oczy jak to sprawia, że charakter kobiety ewoluuje i rozkwita. A wyjazd był moim wielkim marzeniem. W tamtych czasach nie znalazłem możliwości rozwoju w Polsce. Pochodzę z Siemianowic Śląskich. Zawsze to podkreślam, bo bardzo doceniam swoje korzenie, ale marzyłem o międzynarodowej karierze. Jak tylko pojawiła się opcja, to spakowałem się i ruszyłem zdobywać świat.
Co wyniosłeś ze spuścizny Alexandra McQueena, jak pracowało się u Donny Karan, a czego nauczył Cię Michael Kors?
Jeśli chodzi o Aleksandera McQueena, to zajmowałem się tam Visual Merchandising’iem w butiku w Nowym Jorku. Samo obcowanie z tymi przepięknymi projektami najwyższej jakości było dla mnie bardzo cennym doświadczeniem. Mogłem przenosić niesamowite koncepcje na witrynę i tworzyć tam ekspozycje, które zachęcały do wejścia w świat projektanta. Donna Karan to zupełnie inna estetyka, minimalistyczny wizerunek. Nauczyłem się tam odmiennego spojrzenia i podejścia do biznesu. Do pracy u Michaela Korsa trafiłem przez praktyki oferowane w szkole. Mogłem dzięki temu zwiedzić świat i wyjechać do Włoch czy do Paryża. Najcenniejsze co wyniosłem z tego doświadczenia, to możliwość przyglądania się komuś kto ma konkretną wizję i postawił wszystko na jej spełnienie. Miał swoja drogę, z której nie zbaczał, wiedział czego chce i to osiągał. To podejście mnie bardzo zainspirowało i teraz sam skupiam się na wyznaczonych celach i nie rozpraszam na opinie czy pomysły ludzi dookoła.
Twoja pierwsza marka nazywała się Marcell von Berlin? Dlaczego akurat tamtą stolicę wybrałeś na rozpoczęcie swojej modowej kariery?
Po pięciu ciężkich latach, kiedy studiowałem i pracowałem jednocześnie, byłem zmęczony. Chciałem uciec z zatłoczonego Nowego Jorku. Łapałem się wtedy wszystkiego, aby zarobić na szkołę: sprzątałem u bogatych ludzi czy pracowałem w restauracjach. Wiele mnie to nauczyło. Po tym, zaczęło mnie ciągnąć w stronę Europy. Nie chciałem na tamtym etapie budować marki w Polsce. Postawiłem na Berlin, który wydawał mi się ciekawy i multikulturowy. Czułem, że tam będę mógł wyrażać się jako artysta i nikt mnie za to nie oceni. Od razu po szkole, pojechałem do Berlina aby założyć firmę. Znalazłem dla siebie miejsce na rynku, bo zacząłem tworzenie kreacji na czerwony dywan, a większość luksusowych marek wówczas stawiała na minimalizm. Przedostałem się do niszy, w której mogłem wykorzystać mój core, czyli wyniesione z domu strojenie się. Bardzo szybko się to przyjęło i znane osobistości zaczęły wybierać moje projekty. Nie słuchałem co mówią dookoła, tylko trzymałem się swojej drogi i parłem do przodu. Otaczałem się tylko ludźmi, którzy mnie wspierali i dodawali siły. 2017 to przełomowy rok, w którym poznałem mojego inwestora. I tak właśnie powstała marka Marcell von Berlin.
Który etap rozwoju MVB wspominasz jako przełomowy? Kiedy pomyślałeś: „wow moje marzenia właśnie się spełniają”?
To był 2021 rok i mój pierwszy pokaz mody na wzgórzach Hollywood w James Goldstein House na korcie tenisowym. Dzięki mojej bliskiej relacji z asystentką Jamesa, udało się wynająć tę ikoniczną lokalizację tylko na jedną noc. Rozpościera się stamtąd przepiękny widok na miasto aniołów. Miałem wrażenie, że całe Los Angeles jest u moich stóp, że właśnie spełniam swoje marzenia. Pokaz okazał się wielkim przedsięwzięciem, które zostało bardzo docenione przez branżę. Specjalnie na tę okazję przebudowaliśmy kort a przewodni kolor pomarańczowy znalazł się wszędzie, od krzeseł, przez wybieg, aż po scenografię. Wyglądało to zjawiskowo! W pierwszych rzędach zasiedli między innymi Toni Braxton, Yung Miami, City Girls czy syn Diany Ross – Evan. Pojawiły się influencerki, celebrytki oraz media i dziennikarze z całych Stanów. To był właśnie ten moment “wow”, kiedy czułem, że mogę wszystko.
Spośród wielu gwiazd, które nosiły Twoje projekty, która zachwyciła cię dogłębnie i jak wspominasz współpracę z nią?
Miałem okazję współpracować z wieloma gwiazdami wielkiego formatu. Moje projekty nosiła Beyonce, Miley Cyrus czy Lady Gaga. Jednak tą, która naprawdę skradła moje serce, była Toni Braxton – piosenkarka, którą uwielbiałem w dzieciństwie. Jest cudowną, ciepłą osobą. Podczas przymiarek zgodziła się podpisać dla mnie kasetę z jej muzyką, którą zachowałem. Zawsze dobrze to wspominam, jako wyjątkowy moment. Współpraca z gwiazdami odbywa się różnymi drogami, przez stylistów, agentów, czasem można nawet nie mieć bezpośredniej styczności z gwiazdą. A w przypadku Toni nawiązała się między nami bliska relacja. Chciała mnie poznać osobiście, zaprosiła do swojego domu. Urzekła mnie swoją otwartością i klasą. Jest prawdziwą diwą R&B.
Czy trudno było odciąć się od poprzedniej marki, by stworzyć coś na nowo i w pełni na swoich warunkach?
Przez to, że wyjechałem w młodym wieku, podejmując duże ryzyko, do dzisiaj staram się działać wychodząc ze swojej strefy komfortu. Najpierw był Nowy Jork, potem Berlin, a jeszcze później LA. Przyzwyczaiłem się do zmian i wyciągam z tego korzyści. Marka MARCELL_ powstała z mojej pasji do mody, ale i chęci zaprezentowania światu swojej wizji i wprowadzenia zrównoważonych rozwiązań, które są ponadczasowe. To kontynuacja i rozwój działań, które stosowałem przez 12 lat w prowadzeniu marki Marcell von Berlin. Mimo, że w wyniku nieszczęśliwego wypadku straciłem moją poprzednią firmę, teraz jestem silniejszy i nie ma sytuacji, która by mnie złamała. Odnalazłem swoją wewnętrzną siłę i teraz wiem, że to ja sam kreuję swoją rzeczywistość.
Twoje projekty są innowacyjne, świeże, czasem awangardowe, a w tym samym czasie minimalistyczne. Po prostu ciekawe i nowatorskie – jaki jest sposób na sukces kolekcji według Marcella Pustula?
Tworzę projekty, które nie zawsze wpisują się w obowiązujące trendy. Wychodzę z założenia, że to ja chcę je kreować a nie powielać coś, co już jest na rynku. Jeśli mówimy o sukcesie to ważnym elementem jest aspekt komercyjny. Jeśli to pominiesz, nie jesteś w stanie utrzymać marki przez wiele lat. Moda to też biznes. Należy zrozumieć swoją niszę, klienta i dostarczyć mu produkt, który zadowoli jego gusta. Wielu projektantów patrzy wybiegowo na sylwetki kobiet, ale na koniec dnia klientem są kobiety, które nie mają koniecznie rozmiaru 34 czy 36. Ja tworzę ubrania dla kobiet niezależnie od rozmiaru czy karnacji. Kobiet świadomych, zainteresowanych modą, które stawiają na ponadczasowe wzory na lata, ale nie boją się zaryzykować z formą czy kolorem. Stawiam na wysoką jakość materiałów i szyję w Polsce, bo tu mamy znakomite zaplecze w tym obszarze.
Wygląda na to, że w młodym wieku musiałeś podjąć szereg ważnych i odpowiedzialnych decyzji. Jak to wpłynęło na Twoją osobowość? Samodyscyplina to coś co znasz od wczesnych lat?
Zdecydowanie. Samodyscyplina to umiejętność, bez której nie zrealizowałbym tylu ekscytujących projektów. Od najmłodszych lat byłem samodzielny, szybko stałem się niezależny. Jestem wdzięczny sobie, że tak właśnie się ukształtowałem. Ostatnie lata pozwoliły mi zrozumieć ile już dokonałem, jak dużo dobrego wydarzyło się w moim życiu. Wcześniej tego nie widziałem, nie czułem swojej wartości. Musiałem cały czas udowadniać, że jestem czegoś wart i mam talent.
Przed Tobą kolejne wyzwania. Czego możemy spodziewać się po marce MARCELL w najbliższym czasie?
W mojej autorskiej marce stawiam przede wszystkim na świadomy rozwój z poszanowaniem dla środowiska i brak sezonowości. W marce Marcell von Berlin produkcja była ogromna. Teraz moja perspektywa się zmieniła, chcę działać w zrównoważony sposób. Monitorujemy pochodzenie materiałów, jakość szycia i pracę podwykonawców. Wszystkie ubrania, torebki i buty, które lada moment będziemy wprowadzać, są z metką “made in Poland”. Obserwuję, że branża mody w Polsce idzie do przodu a ja chcę dołożyć do tego swoją cegiełkę i pokazać, że produkty tworzone w naszym kraju są na najwyższym poziomie, który dostępny jest we Włoszech czy Francji. Jestem dumny ze szwalni, z którymi współpracuję, bo dostarczają świetną jakość. Chciałbym też pokazać, że moda może zmieniać świat na lepsze. Niekoniecznie trzeba działać jak największe domy mody i proponować zmianę garderoby co pół roku. Moje projekty można nosić przez lata, bo będą się sprawdzać dziś i w przyszłości. Zależy mi, aby właśnie brak sezonowości stał się trendem i zagościł na stałe w tej branży. Zrównoważony rozwój daje mi możliwość polepszenia tego świata. Chcę się przyczyniać do tego, aby ubrania nie były wyrzucane, tylko konsumowane w sposób odpowiedzialny.
Rozmawiała: Paula Jarosz / @paula.jarosz
Wideo: Wanessa Kaczmarek / @foto.wania
Montaż: Marzena Grzelak / @marzenagrzelakphoto