Nie akceptuje kompromisów – wszystko musi być dopięte na ostatni guzik. I choć przed prezentacją kolekcji, odbywającej się 28 października w Pałacu Sobańskich w Warszawie ma ręce pełne pracy, projektanta Dawida Wolińskiego udało nam się złapać na kilka dni przed, w jednym z jego ulubionych miejsc w Warszawie. Wybrana przez niego lokalizacja pasuje mu jak ulał – jest nowoczesna, wizjonerska i kusi swoich klientów niezwykłym rzemiosłem oraz elegancją. Podobnie jak projektant nie łapie się konwenansów, cechuje luksusem, a jakość stanowi tu trzon. Najwyraźniej podobne wartości i idąca za nimi estetyka się do siebie przyciągają.
Choć do prezentacji zostało niewiele czasu, poświęcił nam go w całości i z niemałym uśmiechem oraz ekscytacją na twarzy opowiadał o kolejnych etapach przygotowań kolekcji Atelier Dawid 2025. O inspiracjach, ewolucji marki, a także nowych wyzwaniach Dawid Woliński rozmawiał z Paulą Jarosz, redaktor prowadzącą portalu MIUMAG, który jest patronem wydarzenia.
W poprzedniej kolekcji skupił się Pan na kobiecie – zapracowanej mieszkance dużego miasta. Co w nowym roku zajęło Pana uwagę i stanowiło główną inspirację do stworzenia kolekcji?
Podobnie ta sama kobieta, jej kolejny etap rozwoju, kolejna podróż życiowa – niekoniecznie w dosłownym tego słowa znaczeniu. Zawsze inspiruję się kobietą, jej ciałem i sytuacjami, w których to ciało można pokazać w bardziej spektakularny sposób. Zawsze staram się, żeby kolekcja miała odniesienie do klasyki, ale jednocześnie była pewnego rodzaju możliwością – dającą każdej kobiecie udział w modzie, bo kobiety kochają modę i lubią być trendy, ale jednocześnie niekoniecznie chcą wybiegać przed szereg. Zawsze staram się, żeby był balans między klasyką, a nowoczesnością, tym, co się dzieje na świecie, a trendami. Z pewnego punktu widzenia, podpowiadamy kobietom, które ubrania, fasony, kolory mogłyby wpłynąć pozytywniej na ich odbiór przez świat.
W Pana projektach króluje zwiewność – delikatne tkaniny takie jak jedwabie powiewające na sylwetce czy utkane starannie wokół ciała. Właśnie w ten sposób widzi Pan kobiety w 2025 roku? Chce Pan wydobyć ich subtelność?
Powiem szczerze, że pierwszy raz w tym roku króluje zwiewność, bo ja się zawsze trochę bałem szyfonów. To są tkaniny, które do tej pory traktowałem jako wykończenie sukienek czyli podszewki. Tworząc jednak kolejne projekty w kolekcji zauważyliśmy, że jak się wysunie w ciekawy sposób akurat ta część projektu u góry, na przykład w sukience czy w gorsecie, to powstaje nowe, fascynujące zjawisko – pewnego rodzaju taka interakcja między tym, co się dzieje na zewnątrz kreacji, a tym, co się dzieje wewnątrz. Luksus nabiera nowego wymiaru. W tym roku zaryzykowałem i faktycznie szyfonu pojawia się więcej: w jednej sukience stanowi niedokończoną halkę, a w innej zmysłowy szal. To zabieg zaskakujący dla mnie, bo mam wrażenie, że ten materiał niesie za sobą swego rodzaju trywialność. Szyfony zawsze mi się kojarzyły z taką fantazją na temat eleganckiej sukienki, przez co zaczynały być banalne. Myślę jednak, że w tym sezonie odczarowałem trochę szyfon – przestał być nudnym, ślubnym akcesorium, a zaczął figurować jako modowa wersja luksusu. To była i jest dla mnie duża próba, ale jestem z niej bardzo zadowolony. Co do samej subtelności i delikatności kobiet to ja myślę, że nie trzeba wydobywać z nich tych cech. Każda kobieta ma je w sobie i eksponuje na własny sposób, a ten szyfon może tylko podkreślić tę wrażeniowość. Chciałem stworzyć pewien obraz i on faktycznie istnieje w mojej głowie – moment, w którym kobieta przechodzi przez salę balową pełną ludzi i nawet wtedy kiedy już wyjdzie, zostaje za nią powiew tego szyfonu niczym najlepszy i najznakomitszy zapach. Kreacja totalna, ale też swego rodzaju metafora.
Przez lata z pewnością wizja kobiety ewoluowała w Pana pracy. Jak to się zmieniało przez całe życie artystyczne i jaka dzisiaj jest kobieta według Dawida Wolińskiego?
Kobieta według Dawida Wolińskiego to jej ewolucja od bardziej teatralnych, monumentalnych kreacji idąca w stronę bliższą ciału, łatwiejszej komunikacji i zmian. Jest gotowa na wszystko, a przy tym wygląda nieskazitelnie, bo tak naprawdę z pełnej kolekcji możemy stworzyć całodzienny look kobiety – od pierwszego momentu, kiedy wybiega do pracy czy na kawę z koleżanką, przez lunch biznesowy i spotkanie popołudniowe, aż do wieczornego balu. Oczywiście życzę każdej z pań takiego napiętego grafiku i takich sukcesów (śmiech), ale tak się zawsze staram przedstawić tę kolekcję. Dresów nie robimy, aczkolwiek welwetowe dresy z poprzedniej kolekcji mają bardzo duże wzięcie, bo są pewnego rodzaju garniturem, więc to też jest fajne.
Przyznaje Pan, że nie znosi czerni, a jednak ona znowu dumnie króluje w kolekcji gdzieś pomiędzy bielami i innymi soczystymi barwami takimi jak czerwień czy chaber. To kolorystyczny romans, do którego się Pan przekonał?
Tak, bo czerń oznacza wyzwanie w modzie. Czerń to jest dobra konstrukcja, to jest dobra tkanina. Słaba tkanina w czerni wygląda najgorzej, odejmuje wdzięku nie tylko kobiecie, a także samej kreacji, bo zostaje po niej po prostu nudna, czarna plama. W związku z czym nad czernią się trzeba naprawdę pochylić, aby wyszła szumnie i wyglądała luksusowo, wręcz posągowo na wybiegu. To jest dla mnie zawsze wyzwanie, które chętnie przyjmuje i bardzo z resztą je lubię.
Kolekcja była gotowa na długo przed oficjalną prezentacją. Kiedy po raz pierwszy pojawił się w Pana głowie zamysł tego co zobaczymy oficjalnie w poniedziałek?
No może nie tak do końca, że była gotowa, bo kolekcja powstała jeszcze dzisiaj (śmiech). To jest proces twórczy, który się chyba nigdy nie kończy, bo gdybym miał jeszcze dodatkowy tydzień, to z pewnością powstałoby jeszcze klika nowych sukienek do prezentacji. To jest zawsze ad hoc. Siedzimy sobie w pracowni, rozmawiamy i nagle w wyniku tego powstaje spontaniczny dialog: „To co, robimy ten pokaz? No trzeba by było, zbliża się nasz termin. Nie, a może w tym roku nie róbmy. Dobra, może nie faktycznie, bo mamy dużo pracy, może trzeba to troszkę odpuścić, zrobimy sobie na początku roku, albo na wiosnę.” Mimo że decyzja jest w teorii podjęta, finalnie FOMO (ang. fear of missing out – strach przed tym co nas omija) jest w nas tak duże, że zabieramy się za pracę nad nową kolekcją. W tym sezonie mamy około dwadzieścia pięć looków i przyznam, że to jest duże święto zarówno dla mnie, jak i dla wszystkich moich pracowników. Wiem, że każdy przeżywa to tak samo mocno, zaczynając od krawcowych, a kończąc na mnie. Bardzo mnie cieszy to zjawisko – jest w tym na pewno zarówno adrenalina, jak i ciutka stresu. Bardzo to przeżywam i już dzisiaj śniły mi się same koszmary (śmiech). Śniło mi się, że przewód od maszyny się przepalił i nie było jak szyć kolekcji. To jest z jednej strony irracjonalne, a z drugiej naprawdę miałem dzwonić do pracowni i skontrolować czy wszystko ok. Jest napięcie, jest stres. Ale to jest w pozytywnym znaczeniu… Potem zadowolenie klientów i odbiór kolekcji przez gości wszystko wynagradza.
Często powtarza Pan, że w modzie wszystko już było. Co więc, po 20 latach w branży, staje się motorem napędowym dla nowych kolekcji Dawida Wolińskiego?
Stale i niezmiennie, zawsze to samo, kobieta, która potrzebuje mody. Kobieta, która kocha modę, traktuje ją jako swego rodzaju przyjemność, radość i odskocznię od dnia codziennego, a tym samym wie, że zawsze będzie czekało na nią coś nieodkrytego – nowa tkanina, formuła czy też sam design. Miło jest usiąść w wygodnym i idealnie skrojonym ubraniu, które dodatkowo może poprawić naszą aurę. Dodać pewności siebie i diametralnie zmienić nasze samopoczucie na lepsze. Moda ma jedno zadanie – ma w nas wzbudzać fajne, pozytywne wibracje, spowodować uśmiech na twarzy kobiety i mężczyzny, wywołać pewną emocję i pewnego rodzaju chęć pożądania. Ja myślę, że współcześnie więcej kobiet pożąda mody, niż pożąda mężczyzn. Myślę, że jest to nowy rodzaj seksu. Widzę to po swoich koleżankach, które nie gadają o facetach, tylko o torebkach, butach i ubraniach. I to jest takie moje przemyślenie, że chyba zakupy to współczesny seks.
Przygotowania kolekcji to jazda rollercoasterem bez trzymanki. Jak udaje się Panu się spiąć to wszystko w całość?
Fakt, natomiast w tej podróży pomagają mi moi partnerzy, z którymi działam od lat. Bez nich z pewnością nie byłby to możliwe na takim poziomie, który oferujemy. Przyznaję, że jestem bardzo wybiórczy i to nie jest tak, że chcę pracować z każdym. To jednak wspaniała sytuacja, bo ja od początku mojej drogi zawodowej mam praktycznie tych samych partnerów. Z marką Perlage pracujemy, mam wrażenie, od zawsze, a ich design i wartości napędzają mnie do działania, dlatego też co sezon powstaje sylwetka inspirowana kolorystyką Perlage. Do tego dochodzi marka Martini, która zawsze jest fajnym uzupełnieniem takiej ekskluzywnej imprezy, bo bardzo kojarzy się z modą. W tym roku doszedł nowy sponsor, a tym samym partner produkujący urządzenia pralnicze Miele, ale mam nadzieję, że zostanie z nami na dłużej, bo rozmawiamy o współpracy długofalowej. Kolejną współpracą, na którą nie mogę się doczekać jest ta z Archicom, który tworzy kolekcję luksusowych projektów deweloperskich, w których każdy ma za zadanie być połączony ze sztuką i z modą. Co ciekawe, do kolekcji 2025 na próbę wszedł także Kazar, do którego sam się odezwałem, ponieważ wyjątkowo spodobała mi się ich linia butów, zaczynając od designu, aż po kolorystykę. Mam wrażenie, że to wszystko są marki, które wygrały na rynku konkurs na elegancję i jakość – wartości, które są bliskie mojemu sercu. Używam ich na co dzień i one swobodnie ze mną korelują, a co najważniejsze towarzyszy temu równorzędność współpracy – każdy daje coś od siebie i to jest fajne. To jest taka fair współpraca, że aż mi jest miło, bo nie muszę dorabiać do tego żadnej filozofii.
W tym sezonie znowu postawił Pan na intymną i nastrojową prezentację dla najbliższych przyjaciół, klientów i nielicznych mediów. Czy uważa Pan, że klasyczne pokazy mody, zarówno w Polsce jak i na świecie powoli przechodzą do lamusa?
Myślę, że nie do końca, natomiast ja wiem z jakiego powodu, ja zrezygnowałem z tych dużych imprez nazywanych hucznie pokazami mody. Chodzi o to, że sam pokaz zostaje obciążony pewnego rodzaju blichtrem: musi być ogromny wybieg, wręcz budowla, a najlepiej do tego efekty specjalne, a to przestaje trochę być już tłem dla ubrań. Tak naprawdę, kiedy masz świetną kolekcję, to nie boisz się niczego. Ja bym chciał, żeby moje klientki oglądały projekty z bliska, żeby modelka przechodziła praktycznie szurając sukienką po ich kolanach, bo wtedy zobaczą formę, kolor, detale – wejdą poniekąd ze mną do tego świata i zobaczą ile to nas wszystkich kosztowało pracy. Dla mnie to jest takie bardzo intymne, bo mam wrażenie, że w ten sposób ukazuję cały ten proces. Takie pokazanie kolekcji bez doświetlenia, bez kombinowania, w ciągu dnia, przy świetle dziennym. Myślę, że to jest nie lada wyczyn.
W ostatnim wywiadzie z amerykańskim wydaniem Vogue, Victoria Beckham zapytana o najlepszą radę jaką można dać w branży mody stwierdziła, że jest to wytrwałość w działaniu i nie oczekiwanie sukcesu z dnia na dzień. Jaka byłaby Pana odpowiedź na to pytanie?
Wytrwałość to jest zawsze najlepszy środek na wszystko, bo wytrwałość niesie za sobą pracowitość, dążenie do celu, określony kierunek oraz odpowiedź na pytanie kim i gdzie się chce być za 5, 10, 15 lat. Myślę, że Victoria w swojej odpowiedzi miała dużo racji, ale jest także najlepszym przykładem na to, że w modzie trzeba też mieć dużo szczęścia, a dobry background wcale nie stanowi tutaj przeszkody (śmiech). Naprawdę wielu niesamowitych projektantów nie może trafić na swoje dobre miejsce i czas, żeby ta ich kreatywność i talent wybrzmiały. Uważam, że to duża strata, bo moda zawsze potrzebowała i będzie potrzebowała świeżego kontekstu, świeżych ludzi, którzy wnoszą coś nowego i będą za wszelką cenę starali się ją rozwijać. Jak młodzi ludzie, którzy chcą być projektantami, pytają mnie, co jest ważne, zawsze im mówię, że wkładanie w to się robi całego serca. To nie jest tak, że uszyjesz pierwszą kolekcję z byle czego. Zrób wszystko, żeby ta kolekcja była pełna i w zgodzie z tobą. Poszukaj odpowiednich środków na to, aby zrealizować to tak jak ułożyłeś sobie w głowie. Wtedy, jeżeli naprawdę zrobisz ten milowy krok i dasz temu odpowiednie poświęcenie, to nawet jeśli efekt nie będzie natychmiastowy – będziesz z siebie dumny.
Na tym etapie swojego życia czuje Pan się bardziej projektantem mody, czy może, w kontekście programu telewizyjnego, mentorem, który wskazuje drogę dla młodych osób marzących o karierze w branży mody?
To pytanie, które często ostatnio pada i być może dzieje się tak przez presję środowiska, a także siłę rażenia programu. Faktycznie. Telewizyjne show istnieje już 13 lat i jest to dla mnie więcej niż połowa mojego zawodowego życia, więc w jakimś stopniu zaczyna być to konkurencyjne. Ja nigdy jednak nie przestane być projektantem i twórcą, bo to jest coś co kocham. Nie szukałem innego zawodu, nigdy. Nie miałem planu B i mój plan A mi ciągle odpowiada.
Przeczytaj także:
„Przy prezentacji mam bliższy kontakt z odbiorcą” mówi Dawid Woliński