W temacie polskich romansów trudno o element zaskoczenia. Tendencyjne scenariusze, oczywiste zwroty akcji i gra aktorska dorównująca poziomowi fabuły sprawiły, że to gatunek, który w rodzimym kinie nie należy do ambitnych. Jak się jednak okazuje, da się stworzyć historię o miłości zupełnie innej niż wszystkie. Udowadnia to Tadeusz Śliwa, reżyser filmu „Światłoczuła” – produkcji, która za najwyższą wartość stawia właśnie miłość.
„Światłoczuła” – fabuła, obsada, data premiery
Agata to pełna optymizmu kobieta, która mimo przeciwności losu z uśmiechem na twarzy stawia czoła kolejnym wyzwaniom. Jeśli miałybyśmy zgadywać, jej credo mogłoby brzmieć „Można mieć wszystko, po prostu nie w tym samym czasie”. Bo choć Agata prowadzi dobre życie, ma pasje i przyjaciół, od dziecka nie widzi. Nie pozwala jednak, by to stało jej na drodze. Podczas sesji zdjęciowej poznaje Roberta – cichego i introwertycznego fotografa, dla którego praca wydaje się być całym życiem. To jedno spotkanie definiuje ich losy, które od tego czasu nieodłącznie się przeplatają.
„Światłoczuła” to najnowsza produkcja Tadeusza Śliwy, reżysera znanego z bezbłędnego remake’u filmu „Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” (o polskim tytule „(Nie)znajomi”) oraz „Gangu Zielonej Rękawiczki” – kryminalnego serialu komediowego produkcji Netflixa. Za scenariusz odpowiada duet Hanna Węsierska („Śniadanie do łóżka, „Mayday”, „Jak się pozbyć cellitu”) oraz Tomasz Klimala („Furioza”, „W rytmie serca”).
Jak mówił w jednej rozmów Tadeusz Śliwa, „Chciałem bardzo zrobić młody film o młodych ludziach, gdyż mój poprzedni projekt był o oswajaniu starości”. Do tego potrzebował młodych twarzy – w ten oto sposób w projekcie główne role zagrali Ignacy Liss, obiecujący aktor młodego pokolenia, którego znać możecie z „Marzec ‘68” lub „Znachor”; oraz Matylda Giegżno, dla której „Światłoczuła” jest debiutem w głównej roli na dużym ekranie.
Przy tworzeniu klimatu, pracy reżysera, operatorów i aktorów wtóruje ścieżka dźwiękowa produkcji. Muzykę do filmu Tadeusza Śliwy stworzył wyjątkowy zespół – Kaśka Sochacka, Kortez oraz Olek Świerkot.
„Światłoczuła” trafi do kin w całej Polsce już 24 stycznia. Wybierzcie się na tę niezwykłą historię o miłości. Naprawdę warto.
„Światłoczuła”: recenzja
Czy miłość wystarczy, by przetrwać wspólnie wszelkie przeciwności losu? To zależy od tego, co stawia się jako najważniejszą wartość w życiu. Choć z początku pytanie to pozostaje bez odpowiedzi, w trakcie filmu obserwujemy, jak Robert i Agata poznają siebie, uczą się akceptacji, zmagają się z oczekiwaniami innych, walczą, a momentami nawet rezygnują z siebie nawzajem i wspólnej miłości. Pochodząc z dwóch skrajnie różnych światów, mają przed sobą dużą lekcję bezgranicznego zrozumienia – tak, by w pełni poznać ukochaną osobę, pozwolić być jej sobą, nie zmieniać jej.
Historia trudnej, acz pięknej miłości Roberta i Agaty to cenna nauka, którą przekazuje nam w filmie Tadeusz Śliwa. Na przykładzie błędów bohaterów uczy, czym powinno być prawdziwe uczucie oraz pokazuje, jak daleko dla miłości można się posunąć, czasem wbrew sobie. Nie sposób nie wzruszyć się, oglądając tę opowieść.
O emocje na ekranie zadbali Ignacy Liss i Matylda Giegżno, którzy bezbłędnie zbudowali napięcie, pokazali intymność, nić porozumienia między głównymi bohaterami. Brak zmysłu wzorku Agaty nie wzięli za utrudnienie, a możliwość przekazania widzom emocji w nowy sposób. Bo choć to film, w którym główna bohaterka często wspomina o wadze rozmowy, najważniejsze chwile na ekranie odbywają się właśnie bez słów. Będąc przy roli Agaty, nie sposób nie wspomnieć o warsztacie aktorskim Matyldy, która nie tylko stawiła czoła trudnej roli, lecz także poradziła sobie z nią śpiewająco, naturalnie i, z perspektywy widza, bez większego wysiłku.
Z wielką ekscytacją czekam na kinową premierę „Światłoczułej”, licząc na to, że widzowie tłumnie ruszą do kin. Jeśli bowiem oglądać polskie historie o miłości, to tylko takie.
Spodobał ci się artykuł „Światłoczuła”: recenzja?