
Spis treści
Donald Trump uderza w branżę filmową. Nagła deklaracja z Waszyngtonu
Granice filmu: gdzie kończy się amerykańskość
Silne reakacje na kolejne cła Donalda Trumpa
Choć Donald Trump od dawna lubi upatrywać przyczyn gospodarczych bolączek w „nieuczciwej konkurencji” z zagranicy, tym razem celowniki skierował na branżę filmową. W niedzielę wieczorem na swojej platformie Truth Social oznajmił, że „amerykańska branża filmowa umiera bardzo szybko” i polecił Departamentowi Handlu oraz USTR rozpocząć procedurę nałożenia 100‑procentowej taryfy na wszystkie filmy produkowane poza USA. Już kolejnego dnia Biały Dom łagodził przekaz, zapowiadając konsultacje z szefami studiów, lecz pandemia niepewności w Hollywood rozlała się błyskawicznie.
Indeksy medialnych gigantów zareagowały nerwowo: notowania Netfliksa i Disneya zanotowały dwuprocentowe spadki, a branżowi analitycy ostrzegli przed odwetem handlowym – zwłaszcza ze strony Chin, które miesiąc wcześniej ograniczyły liczbę hollywoodzkich premier.
Donald Trump uderza w branżę filmową. Nagła deklaracja z Waszyngtonu
Donald Trump potrzebował zaledwie kilkunastu godzin, by przejść od ofensywnej retoryki do tonowania oczekiwań. W niedzielę prezydent ogłosił na Truth Social, że autoryzuje „natychmiastowe prace nad 100‑procentowym cłem na wszystkie filmy wyprodukowane poza Stanami Zjednoczonymi”, bo – jak twierdzi – „amerykański przemysł filmowy umiera bardzo szybką śmiercią”. Hasłem „WE WANT MOVIES MADE IN AMERICA, AGAIN!” podgrzał atmosferę, a sekretarz handlu Howard Lutnick dopisał w serwisie X: „We’re on it”.
Poniedziałkowa konferencja w Białym Domu brzmiała już łagodniej. Trump zapowiedział konsultacje z szefami studiów, „by doprecyzować szczegóły tak, żeby branża była zadowolona”.
Jon Voight, mianowany przez Trumpa „ambasadorem Hollywood”, broni pomysłu taryf: „Coś musi zostać zrobione, żeby przywrócić miejsca pracy charakteryzatorom i kostiumologom”. Krytycy ostrzegają jednak przed efektem domina. NPR zwraca uwagę, że odwetowe cła na amerykańskie filmy mogłyby zredukować wpływy z zagranicy, które w przypadku blockbusterów przekraczają 60 proc. globalnych przychodów.
Biały Dom zapowiada, że szczegóły poznamy „w nadchodzących tygodniach”. Niezależnie od finału, sam pomysł podniósł stawkę w globalnej grze o produkcję filmową. Być może po raz pierwszy od lat decydujący głos w Hollywood zabrzmi nie z planu zdjęciowego, lecz z gabinetów negocjatorów ds. handlu.

fot. Forum
Granice filmu: gdzie kończy się amerykańskość
Zamysł taryfy trafia w samo serce problemu „runaway production” – zjawiska, które od lat wypycha hollywoodzkie superprodukcje do tańszych jurysdykcji. Tylko w ostatniej dekadzie Los Angeles straciło ok. 40 proc. zdjęć do filmów fabularnych. Tim Richards, twórca sieci kin Vue, pyta:
„Czy o amerykańskości filmu decyduje miejsce, w którym stoi kamera, czy może źródło finansowania?”
Na razie szczegóły pozostają niejasne. Nie wiadomo, czy cła miałyby dotyczyć jedynie produkcji w pełni zagranicznych, czy również tych realizowanych przez amerykańskie studia na obcej ziemi. Przykłady są liczne: „Deadpool & Wolverine”, „Wicked” czy „Gladiator II” – wszystkie te filmy zostały nakręcone poza granicami USA.
Jeszcze więcej pytań pojawia się w kontekście platform streamingowych. Czy Netflix lub Amazon Prime Video, które często korzystają z międzynarodowych lokacji i ekip, również zostaną objęte nowym podatkiem? Co z produkcjami, w których pieniądze pochodzą z USA, ale reżyseria, zdjęcia czy montaż odbywały się w Londynie, Toronto lub Wellington?
Branża stoi więc przed dylematem tożsamościowym. Coraz więcej projektów filmowych to międzynarodowe koprodukcje, w których granice narodowości zacierają się w imię globalnej widowni i rentowności. Wprowadzenie sztywnej granicy celnej może mieć efekt odwrotny do zamierzonego – odcięcie się od świata może sprawić, że to właśnie amerykańskie produkcje zaczną być bojkotowane na rynkach zagranicznych.
Silne reakacje na kolejne cła Donalda Trumpa
Pomysł Trumpa wzbudził niepokój nie tylko w Kalifornii, ale również po drugiej stronie Atlantyku. Brytyjska branża filmowa od lat przyciąga międzynarodowe produkcje dzięki korzystnym ulgom podatkowym oraz znakomitym specjalistom. Brytyjski związek zawodowy Bectu nazwał zapowiadane cła „ciosem nokautującym” dla sektora, który dopiero co podniósł się po pandemii i kryzysie związanym ze strajkami scenarzystów i aktorów w Hollywood.
Szefowa Bectu, Philippa Childs, zaapelowała do brytyjskiego rządu o pilną reakcję i ochronę „dziesiątek tysięcy freelancerów, którzy są kręgosłupem branży”. W odpowiedzi przedstawiciele Downing Street zapewnili, że „Wielka Brytania pozostaje absolutnie zaangażowana w rozwój sektora kreatywnego”, a szczegóły planów wsparcia znajdą się w nadchodzącym Creative Industries Sector Plan.