MIUMAG na tropie najlepszych polskich modelek! Odkrywamy ich modne sekrety, wspominamy branżowe początki, kluczowe momenty i wielkie przełomy: od pierwszych testów do pierwszych wielkich kampanii…
Dzisiaj przepytujemy jedną z modelek agencji Rebel Models, która swoją karierą udowadnia, że klasyczna uroda, wspaniałe kości policzkowe i dobre proporcje sylwetki mogą zrekompensować nawet drobne niedostatki wzrostu! Anna Maria Olbrycht, bo o niej mowa, mierzy dokładnie 170 cm, a podpisała kontrakt z prestiżowym oddziałem agencji Next w Mediolanie i regularnie podróżuje po świecie, pozując dla takich tytułów jak Numéro Tokyo. Jej kobiece rysy szalenie podobają się również na polskim rynku – w ostatnich sezonach Annę Marię można było oglądać m.in. w kampaniach marek House oraz Yoshe.
PIERWSZE WSPOMNIENIE (z dzieciństwa): Oscypek w pociągu z Zakopanego, skąd jechałam z mamą i babcią.
PIERWSZA MYŚL (o zostaniu modelką): Kiedy zostałam zaczepiona na ulicy przez scouta poszukującego modelek do castingu Elite Model Look w Warszawie.
PIERWSZE ZDJĘCIA (testowe): Zdjęcia z Piotrem Domagałą. Od początku złapaliśmy dobry kontakt i miałam do niego duże zaufanie, co jest kluczem do sukcesu podczas pracy. Piotr też bardzo dużo mnie nauczył, za co do dzisiaj jestem mu bardzo wdzięczna.
PIERWSZA PODRÓŻ (na drugi koniec świata): Zdecydowanie na drugi koniec świata, bo aż do Chin. Bardzo długi, 2-miesięczny kontrakt, dużo stresu, pierwszy raz tak daleko, pierwszy raz tak długo, w tak egzotyczne miejsce. Nazywam tę podróż moim obozem przetrwania. Potem było już tylko łatwiej i przyjemniej.
PIERWSZY VOGUE (jakie to uczucie): Nadal czekam na swoją kolej. Jeśli ten moment nastąpi, na pewno będę bardzo bardzo zadowolona, jednak praca w branży przez kilka lat pokazała mi, że VOGUE nie jest już wyznacznikiem sukcesu modelki jak np. duże międzynarodowe kampanie.
PIERWSZA ZNAJOMOŚĆ (z branży): Monika Smolicz – właścicielka i założycielka mojej agencji matki Rebel Models. Może typowo nie pierwsza, ale na pewno najważniejsza. Monika od zawsze była dla mnie wzorem do naśladowania i przewodnikiem po skomplikowanym świecie mody. Na początku onieśmielała, teraz jest jak druga mama, do której zawszę mogę zwrócić się o poradę.
PIERWSZA MIŁOŚĆ (nieszczęśliwa czy romantyczna): Szalona, ale bardzo romantyczna.
PIERWSZA PIOSENKA (w podróży): Coldplay – Clocks: zawsze pozytywnie nastraja mnie na cały dzień albo kilka godzin w samolocie, na lotnisku czy w samochodzie.
PIERWSZA IKONA (inspiracja): Kate Moss… jest dla mnie nie tylko wyznacznikiem stylu, ale też dodaje mi wiary w swoje możliwości. Tak jak ja jest jedną z najniższych pracujących międzynarodowych modelek – nie trzeba mieć 180 cm wzrostu, żeby osiągnąć sukces!
PIERWSZA PRZYJAŹŃ (w pracy): Klaudia Bułka. Przyjaźnimy się od 4 lat i mimo że obie ciągle podróżujemy, utrzymujemy stały kontakt. Bez wahania mogę stwierdzić, że Klaudia jest dla mnie jak siostra.
PIERWSZY KOSMETYK (po wstaniu z łóżka): Żel do mycia twarzy Effaclar marki La Roche Posay.
PIERWSZA PRZEKĄSKA (na backstage’u): Jabłko! Najlepiej schłodzone, prosto z lodówki.
PIERWSZE SZPILKI (jaka historia, jaka wysokość): Tak dawno temu, że już nie pamiętam. Najwyższe możliwe… Wzięłam sobie do serca słowa moich bookerów, którzy od początku mi powtarzali, że w szpilkach powinnam nawet spać.
PIERWSZA TOREBKA (jakie logo): Marc Jacobs – pierwszy poważny zakup za własne zarobione pieniądze. Duma i radość nie do opisania.