Spis treści
Matylda Giegżno „Światłoczuła”: „Chciałam, by moja postać była autentyczna, a nie wyuczona”
Ignacy Liss: „Zawsze warto komplikować sobie role”
„Światłoczuła” to wyjątkowa opowieść o miłości w reżyserii Tadeusza Śliwy, która 24 stycznia trafiła do kin. Historia uczucia niewidomej, acz pozytywnej i uśmiechniętej Agaty oraz introwertycznego i zamkniętego w sobie Roberta chwyta za serce i rozkłada na łopatki. Obok bezbłędnej pracy reżysera, czujnego oka kamery, ścieżki dźwiękowej i scenariusza, emocje na ekranie gwarantują także, a raczej przede wszystkim, odtwórcy główny ról, czyli Matylda Giegżno i Ignacy Liss. O pracy na planie, inspiracjach i zawodowych wyzwaniach porozmawiali z Aleksandrą Sil, redaktorką MiuMag.eu
Matylda Giegżno „Światłoczuła”: „Chciałam, by moja postać była autentyczna, a nie wyuczona”
„Światłoczuła” to opowieść o miłości innej, niż wszystkie. Kluczowym, wręcz decydującym elementem, który wyróżnia historię Agaty i Roberta na tle innych romansów jest brak wzorku głównej bohaterki. Zarówno twórcy filmu, jak i odtwórcy głównych ról dokonali jednak wszelkich starań, by produkcja nie okazała się opowieścią o relacji widzącego Roberta z niewidomą Agatą. Wręcz przeciwnie – Tadeusz Śliwa, reżyser filmu, podczas kręcenia scen często zwracał uwagę, by niepełnosprawność bohaterki Matyldy Giegżno nie dominowała na ekranie. Jak podkreśla Ignacy Liss, to uczucie bohaterów grało na planie pierwsze skrzypce.
„Szukając inspiracji do roli Roberta, starałem się po prostu otaczać filmami o miłości – bardzo nie chciałem myśleć jako Ignacy o postaci Agaty, jak o osobie niewidomej, którą ten brak wzorku definiuje. Podczas przygotowań do roli dbałem o to, by była to po prostu historia o miłości dwójki ludzi i to mnie najbardziej interesowało – to relacja jest w tym filmie najważniejsza”.
– mówi Ignacy Liss w rozmowie z Aleksandrą Sil, dziennikarką MiuMag.eu
Wtóruje mu Matylda Giegżno, na której barkach spoczęło trudne zadanie odegrania niewidomej postaci. Jak jednak przyznaje aktorka, podczas pracy nad rolą, starała się ograniczać w kwestii skupieniu na wzorku Agaty, a raczej jego braku.
„Oglądałam dużo filmów, szukałam inspiracji dla roli niewidomej Agaty, ale też świadomie starałam się nie wsiąkać w to za bardzo, by nie czerpać za dużo. Chciałam, by moja postać była autentyczna, a nie wyuczona”.
– wyznaje debiutująca w roli głównej aktorka w rozmowie z Miumag.eu
Nie da się jednak ukryć, że wzrok to ważne narzędzie w pracy aktora i aktorki. Ignacy Liss zapytany o trudności w kwestii budowania intymności i uczucia bohaterów podczas kręcenia filmu, ze względu na brak możliwości spojrzenia w oczy partnerującej mu Matyldzie Giegżno, z uśmiechem i nutą zaskoczenia przyznał, że nie zastanawiał się nad tym w trakcie scen.
„Nigdy o tym nie pomyślałem, to chyba na szczęście wyszło samoistnie. Nie patrzyliśmy sobie oczy, a jednak ta intymność była między nami – w słowie, dotyku, w relacji, także, w kontekście aktorskim, spędzonym czasie”.
Nieco inną perspektywę w tym temacie ma jednak sama Matylda Giegżno.
„Dla mnie ciekawym doświadczeniem było oglądanie filmu, bo po raz pierwszy mogłam zobaczyć, jak Ignacy w roli Roberta reagował i jak patrzył na Agatę. Z perspektywy mojej postaci była to zupełnie inna relacja, bo pozbawiona wielu cennych, niewypowiedzianych gestów ze strony Roberta. W tym temacie wzrok okazał się być ważnym zmysłem”.
Ignacy Liss: „Zawsze warto komplikować sobie role”
W jednym z wywiadów Matylda Giegżno przyznała, że postać niewidomej Agaty nie jest wymarzoną rolą dla aktorki, szczególnie nie dla debiutantki w głównej roli na dużym ekranie. To pełna wyzwań wielomiesięczna praca, która może, ale nie musi, zakończyć się sukcesem. Jak przyznała 24-latka, strach był jej częstym towarzyszem na planie. Na szczęście miała w tym temacie wsparcie.
Nie wahałam się, by przyjąć tę rolę, gdy już dowiedziałam się, że producenci, reżyser chcą ze mną pracować. Bardzo ufałam, że świat mi to dał i mam w to iść. Jednak strach ciągle mi towarzyszył – czasem mnie paraliżował. Mimo wszystko był to dla mnie ciekawy proces, dzięki któremu nauczyłam się ufać sobie i innym, spojrzałam w głąb siebie i odnalazłam w sobie bardzo dużo spokoju. Wiedziałam, że mam ogromne wsparcie – wraz z Tadeuszem i Ignacym przytuliliśmy się we wzajemnej empatii i zaufaniu.
Jak się jednak okazuje, nie tylko dla Matyldy praca nad filmem „Światłoczuła” okazała się wyzwaniem. Ignacy Liss przyznał, że rola zamkniętego w sobie Roberta była dla aktora ciężkim kawałkiem chleba. Filmowy bohater to bowiem skrajne przeciwieństwo otwartego na siebie i innych Ignacego.
„Sporą trudnością okazało się znalezienie w sobie ten drugi biegun, czyli introwertyka, którym jest Robert. Na szczęście udało mi się go odnaleźć i dziś dbam o to, by był ze mną na stałe. Zawsze warto sobie komplikować role, szukać tych dyskomfortu, problemów – to jest coś, co napędza charakter i buduje postać”.