fot. V #85 fall 2013
Gdyby Lauren Hutton dzisiaj rozpoczynała karierę, z cała pewnością stałaby się ikoną na miarę Kate Moss albo objawieniem w stylu Georgii May Jagger. Z tą pierwszą łączy ją niski jak na standardy świata mody wzrost, tą drugą zaś o kilka dobrych dekad wyprzedziła w kategorii najsłynniejsza diastema w branży. I mimo że w latach 60., gdy zaczynała karierę, po wybiegach nie sunęły tak wyniosłe, wysmukłe i nieznośnie wypielęgnowane manekiny jak dzisiaj, to jej 169 cm i szpara między zębami stanowiły spory problem na początku kariery. W jednym z wywiadów Lauren opisała siebie: niska, bardzo amerykańska, z nierównymi zebami. Ale była też bardzo jak na ową epokę ambitna i z całą pewnością nie zamierzała spędzić reszty życia w nowojorskim klubie Playboya, gdzie dorabiała jako króliczek.
Na Manhattanie wylądowała w 19611 roku, na początku rockandrollowej epoki (przyjechała tu prosto z Charleston w Południowej Karolinie), gdy trwała moda na Elvisa Presleya i minispódniczki w groszki, a ona sama miała zaledwie 19 lat, głowę pełną pomysłów i raczej żadnych oszczędności. Nocna praca w klubie pozwoliła jej tylko utrzymać się na powierzchni, więc gdy jakimś cudem pojawiła się propozycja z agencji modelek, nie mogła przegapić tej szansy. Podczas castingu z przekonaniem zadeklarowała, że planuje usunąć niewygodną dziurę między jedynkami, choć faktycznie wcale nie miała takiego zamiaru. Na szczęście, nikt nigdy nie zdążył zrobić jej wyrzutów z powodu niespełnionej obietnicy, bo ani się obejrzała, już była na szczycie.
Jako pierwszy jej potencjał dostrzegł TEN Richard Avedon, choć równocześnie wydawał się przerażony jej brakiem doświadczenia, więc po prostu pozwolił jej robić to, co uwielbiała – skakać przed obiektywem. Efekt był piorunujący: 14 stron w VOGUE’u, które przez kolejne miesiące, lata i dziesięciolecia ewoluowały do szalonego poziomu 26 okładek amerykańskiego VOGUE’a, ustanawiając tym samym rekord – do dzisiaj nie do pobicia!
I mimo że lata 60. bezpowrotnie minęły, a Lauren zdmuchnie w tym roku 70 (!) świeczek na urodzinowym torcie, jej wyjątkowy styl – równocześnie pełen wielkomiejskiej elegancji i uroku dziewczyny z sąsiedztwa – nieustannie fascynuje fotografów, projektantów i stylistów. W czym tkwi jego esencja? Lauren nigdy nie stara się za bardzo, uwielbia rzeczy prakyczne i wygodne, idealnie, gdy są skradzione z męskiej szafy, wzorem szerokich spodni Marlene Dietrich czy oversajzowych koszul Kate Hepburn. Dodatek obowiązkowy: kapelusze zawsze i wszędzie, na każdą okazję, 7 dni w tygodniu, 24 h na dobę!
Feeria przebojowych nakryć głowy inspirowanych jej szykiem z przełomu 60/70s pojawia się w nowej sesji dla V (#85 FALL 2013). W postać ikonicznej Hutton wcieliła się Catherine McNeil, której uśmiech wizażyści wyposażyli w uroczą diastemę – bez nie nie byłoby przecież legendy L.H.!
zdjęcia: Sharif Hamza
stylizacja: Tom Van Dorpe