Dior Cruise 2015
Kolekcje cruise (aka resort) są robione dla tych, którym luksusowe, kompleksowe zakupy dwa razy do roku (RTW) nie wystarczają. Zaczyna się bowiem lato, zmieniamy strefy klimatyczne i bez nowej garderoby ani rusz. Przy okazji cruise są obłędnie drogie i charakterystyczne, zatem ich termin ważności wynosi dokładnie 2 miesiące – kupujesz teraz, pakujesz do kufrów Louis Vuitton, zabierasz na rajską wyspę, do Miami albo Saint Tropez, a zanim przyjdzie jesień ukrywasz w garderobie niczym pamiątkową pocztówkę w rodzinnym albumie. I nie ma co patrzeć na rok na metce – to, że ktoś przebiegle napisał 2015 jest jedynie pochlebstwem, w które wierzyć nie można. Strój się przeterminuje zanim nadejdzie kolejny sezon.
Nie wszyscy szyją cruise, ale prawda jest taka, że klienci mają nieustanną potrzebę nowości i ekscytacji, a ubrania współczesnym kobietom nudzą się szybciej niż szminka w nowym kolorze. Dlatego w pewnym momencie jedynym sposobem na zwabienie ich do butików i skuszenie do zostawienia kilku tysięcy w lokalnej walucie stała się maksymalizacja ilości wypuszczanych kolekcji.
Za ojca linii cruise uważa się Christiana Diora, który w 1948 roku, w samym środku epoki, w której za szczyt modnego luksusu uważano organizowane zimą rejsy płynące w poszukiwaniu egzotycznego słońca, zaprojektował kolekcję sukien, żakietów i dodatków pod hasłem Resort & Spring. Dzisiaj, prawie siedem dekad później, ta same tradycje nadal pozostają żywe pod paryskim szyldem, a pieczę nad nimi stanowi bezbłędny dyrektor kreatywny Raf Simons, który najnowsze projekty cruise, na sezon 2015, zaprezentował w minioną środę w Nowym Jorku, w zupełnie niezwykłych okolicznościach.
Gości poproszono o punktualne (to dosyć ryzykowne w świecie, w którym kwadrans spóźnienia jest absolutnie en VOGUE, ale na szczęście tym razem się udało) stawianie się w jednym z małych portów na Manhattanie, skąd wszyscy wyruszyli w podróż wspaniale przygotowanym, żółtym promem Dior poruszającym się po East River w stronę Brooklynu. Na miejscu przybyłych witali lampką szampana przystojni panowie w marynarskich mundurach, by chwilę później cały pierwszy rząd mógł wypełnić się diorowskimi kreacjami, torebkami i szpilkami dumnie noszonymi przez miłośniczki marki, ulubienice i przyjaciółki Rafa Simonsa, wreszcie twarze znane z kampanii Dior. Nie mogło zabraknąć więc Marion Cotillard, Rihanny czy Olivii Palermo, a na wybiegu pojawiła się Daria Strokous. W pokazie udział wzięły także trzy polskie modelki – Ola Rudnicka, Magdalena Jasek oraz Kasia Jujeczka.
W sumie w kolekcji zaprezentowano 66 genialnych sylwetek (tu można zobaczyć całość) z motywem bardzo wysokiej talii, geometrycznych – asymetrycznych, trójkątnych albo kwadratowych – dekoltów, a ponad wszystko abstrakcyjnych printów graficznych. Część nadruków Simons odnalazł w archiwach domu mody i poddał je własnej intepretacji, by swoim stałym zwyczajem unowocześnić klasyczną wersję. Tym razem tradycyjne elementy Dior poddano kreatywnej obróbce w nowojorskim stylu!