W listopadzie tego roku Alexa Chung skończy 30 lat. Odkąd świat usłyszał o niej po raz pierwszy, z nieśmiałej i delikatnie wystraszonej nastolatki z Privett w hrabstwie Hampshire, przeistoczyła się w pewną siebie, odnoszącą sukcesy it girl, której udało się podbić nie tylko Londyn, ale i Nowy Jork. Obecnie mieszka w Williamsburgu, wiedzie totalnie hipsterskie życie i… dzieli się swoimi przemyśleniami na temat przeszłości w branży.
W ostatniej rozmowie z Times UK opowiedziała także o ciemnych stronach początków kariery. Nawet dziś, po 15 latach, z niesmakiem wspomina castingi, na które przyjeżdzała do Londynu z rodzinnego miasteczka i czuła się nimi tak ogromnie zażenowana, że nawet słowem nie wspominała o niektórych sytuacjach rodzicom.
Zawsze starała się pracę modelki odseparować od innych aspektów codziennego życia, więc nie zwykła konsultować z bliskimi, rodziną czy przyjaciółmi, codzienności na planie zdjęciowym. Dziś zdaje się żałować swojej ówczesnej postawy, bo po latach nie jest jej łatwo uporać się ze wspomnieniem dorosłych, obcych mężczyzn, którzy prosili ją o zdjęcie ubrań, by ocenić, czy nadaje się do rzekomej sesji w kostiumach kąpielowych.
Wiedziała, że tego rodzaju castingi (a było ich sporo) były absolutnie niezgodne z ogólnie przyjętymi zasadami oraz jej prywatnymi – moralnymi, ale poddawała się im ze względu na… dreszczyk zarabiania pieniędzy. Dla 15-latki nawet 200 funtów za dzień pracy było nie lada pokusą, a co dopiero mówić o perspektywie zgarnięcia kilkudziesięciu tysiecy za kampanię. Chung mówi wprost: to było jak hazard, a ja byłam uzależniona.